piątek, 28 sierpnia 2009

"By stosowne napisać słowo..."

http://www.youtube.com/watch?v=NHvabdxp4BI&feature=related

Pozwalając biec zdarzeniom. Bycie niebem jako tłem i niebem jako ruchem który szkicuje owe tło w jego detalach. Jestem zarówno wczoraj jak i dziś. Jestem jutro.
Owe słowa z "Aegypto" Preisnera zainspirowane "Egipską księgą umarłych" mogły by być i są doskonałą modlitwą. Głęboko wieloznaczny sens jest rozmową i prośbą. Prośbą do absolutu na zewnątrz i absolutu wewnątrz. Prośba o przejście swobodne, bez zatrzymywania przez niebo życia. Odezwij się głośno do swoich wewnętrznych istnień, do sprzeczności umysłu "-uspokójcie się, pozwólcie mi iść, przemierzyć niebo! Bo jam jest niebo i jam jest przemierzanie!" owo pochylenie w trosce nad swoim wewnętrznym ja pozwala na pozycje siły i słabości zarazem. Bóg który przechadza się wewnątrz ja jest także zatrzymywanym wędrowcem. Bóg na zewnątrz jest niepokojonym idącym dopóki czynię źle. Na koniec bliźni jest nim w sposób dotkliwie oczywisty. Wyzbądź się potrzeby kontroli i módl się aby jej nie pragnąć. Aby nie chcieli jej inni tak jak Ojciec nasz jej nie chce. Kontrola jest bowiem zapętleniem pułapką w którą wpada na koniec wewnętrzne ja zakleszczając się w nakreślonym przez siebie kole.

Ezra Pound
"De Aegypto"


Jam jest, jam jest sam, który wiem drogi

Po niebie, a wicher niebny jest moim ciałem.


Którym ujrzał Panią Żywota

Jam jest, jam jest, latający z jaskółkami.


Szara z zielonym jej szata,

Unoszona wiatrem.


Jam jest, jam jest sam, który wiem drogi

Po niebie, a wicher niebny jest moim ciałem.


Manus animam pinxit,

Mam pióro w dłoni


By stosowne napisać słowo...

Usta mam, by czysty podjąć śpiew!


Kto ma usta, iżby ją przyjąć -

Pieśń o Lotosie z Kumi?


Jam jest, jam jest sam, który wiem drogi

Po niebie, a wicher niebny jest moim ciałem.


Płomieniem wznoszącym się w słońcu

Jam jest, jam jest, latający z jaskółkami.


Na czole mam księżyc,

Pod wargami wichry.


Księżyc to wielka perła w wodach szafirowych,

Płynące wody chłodzą mi palce.


Jam jest, jam jest sam, który wiem drogi

Po niebie, a wicher niebny jest moim ciałem.


(przekład z ang. Leszek Engelking)

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

Sennik Rzymski/ II

„Czy nie jest to wszystkim ludziom wiadome,
że Bóg może objawić się człowiekowi najlepiej poprzez sen?”
(Tertulian)




I.

Pewna kobieta w Rzymie minęła Kolumnę Trajana.
Jej włosy miały długość tygodni marca a falowały jak morze Tyrreńskie.
Rzym zaś tego dnia kwitł bielą i pomarańczą budowli których wieże kuły iglicami szare niebo. Siąpił deszcz.
Kobieta zapukała do pobliskich drzwi.
Otworzył ją starszy mężczyzna i zaprosił do środka. Broda jego szarzała z biegiem lat wraz ze ścianami jego białego niegdyś mieszkania.
Gdy zaparzył kawę kobieta opowiedziała mu taki oto sen:

Stałam pod Spiżową Bramą. Nie oczekując na nic.
Dzwony radośnie wieściły światu imię nowego Papieża. Przez bramę zaś otwartej bazyliki płynęły tłumy.
Tam też go poznałam a bezbronnym jest ten kto pozostawia swoje serce bez straży w bramie.
Wszystko jednak płynie wraz z tchnieniem Boga.



--------------------------------------------------------------------------------------------
Cóż więc zabieram spod bram snu? –Czyż nie stworzył Bóg wszystkiego dobrego –w swoim czasie?

Noc szumiała dla mnie myślami jak rwąca rzeka., niosąca ze sobą okruchy słów i obrazów. Zaczepiały się one w korzeniach mego snu, tak jak wiatr zaczepia się o brzegi litery alef.
A gdy rozjaśniłem swoje oczy ujrzałem wnętrze katedry (choć równie dobrze mógł być to duży kościół).
Do ambony podszedł mężczyzna i począł czytać równie nieporadnie co i niewyraźnie. Trudno było dosłyszeć słowa tak, że wśród ludu rozległ się szum i gwar.
Siedziałaś po mojej prawej stronie, na moich zaś kolanach spoczywało zaniepokojone gwarem dziecko. Pogłaskałem je po głowie.
Mężczyzna zatrzymując się na sylabach czytał dalej, aż do momentu gdy powstał jeden z wiernych i rzekł: „Cóż znaczą te słowa?”.
Zapadła cisza. Wyjąłem z plecaka Pismo Święte i otwierając je podałem dziecku. Ono zaś przewracało raz po raz kartki. Ująłem je ze ręce i przewracałem nimi strony, aż dotarliśmy do księgi która przypominała janową apokalipsę. Szukałem zdania jakie przeczytał przed chwilą ów mężczyzna z ambony. Wtedy ujęłaś moją dłoń i przewracałaś nią strony. Na jednej z nich w prawym dolnym rogu widniała Gwiazda Dawida, na drugiej zaś takaż gwiazda lecz narysowana podwójnymi liniami. Położyłaś palec na pewnym wersecie.
A były to słowa jakie rzekła Bestia: „Pożrę twój post”.
Niżej, na dole strony widniał komentarz to owych słów.
Jak bowiem Bestia pożera post?

I oto inny sen mi się wyśnił –gdy otworzyłem jego drzwi ujrzałem głęboką, zieloną puszczę.
Droga zaś prowadziła przez nią i wiła się między zielonymi wzgórzami. Wielkie dęby wspinały się na palcach ku niebu, a trzeba też wiedzieć, że człowiek jest jak drzewo –nim głębiej zanurza się w swoją duszę, tym bardziej dąży do światła.
Droga zaś wiodła na łąki.
Jakież zdziwienie czekało na mnie na skraju lasu –gdy droga urywała się i nikła w otchłani gładkiej jak szkoło tafli szaro-błękitnego jeziora.
Dokąd więc pójdę ? –gdy drogi nie ma?
Zakłopotany podszedłem więc do wody po grząskim piasku –była tam bowiem niewielka plaża – w krystalicznej toni –na dnie –leżały kamienie. O wielu barwach.
Tak więc zanurzyłem rękę głęboko a trwało to tyle ile trwa odkrywanie prostych tajemnic –podniosłem garść kamieni na poziom oczu.
Przyglądając się im –ruszyłem wzdłuż brzegu…

Mąż głupi miewa czcze i zwodnicze nadzieje,
a marzenia senne uskrzydlają bezrozumnych.
Podobny do chwytającego cień i goniącego wiatr
jest ten, kto się opiera na marzeniach sennych. (...)
Poza wypadkiem, gdy Najwyższy przysyła je jako swoje nawiedzenie,
nie przykładaj do nich serca!
Marzenia senne bardzo wielu w błąd wprowadziły,
którzy zawierzywszy im upadli” (Syr 34,1n.6n).




Ten kto by spojrzał na to z perspektywy nie był by w stanie zobaczyć jak bardzo jest mi ciężko.
To także dla mnie samego zadziwające, straszne i niedozaakceptowania.
Tak samo boli mnie piękna tajemnica życia jak i nieuchronność rozpadu I śmierci. A przeraża tajemnicze zmartwychwstanie ciał.
Targają mną większe siły których nie rozumiem.
Mój umysł boleje z samotności I niezrozumień.


Padając na kolana podczas eucharystii zwijam świat jak księgę. Zamykam się w bezciszy nieistnienia. Wszystko bowiem jest puste. I ty mój Wędrowny Ojcze stojąc mijasz biegnących, w tej mowie przed-milczenia. Rozpływam się w tej pustce. Ekstatyczne Nic.
Aż otwieram oczy i nieba wybuchają pełnią. Kurczysz się do niebotycznych rozmiarów i umierasz na moich oczach, pozostawiając miejsce przestrzeni. Materia emanuje barwami, powietrze nabiera zapachów. Gdzieś umarłeś, skurczyłeś się do Nicości, mój Wędrowny Ojcze a ja żyję w świecie niekończonej pełni. A każde z odcieni wszystkości jest puste. Trwam więc na skraju tych dwóch zrozumień.