czwartek, 18 lutego 2010

O licznych korzyściach z przypadkowości

Zdarza się (z niesłychaną regularnością) uchwycenie luźno stojącej książki i odkrycie w niej czegoś niespodziewanego, co zmienia tok myślenia (bądź wpływ ma na dalsze postępowanie). Przypadkiem przeczytałem „O bibliotece” U. Eco. Naświetlił się oczywiście cały związek z Borgesem jako z apologetą przypadkowości koniecznej. Nieskończone biblioteki których cechą jest poszukiwanie bezwiedne, błądzenie wśród kłębów treści, aż do stopnia kiedy przekonujemy się o treściotwórczej naturze umysłu odsiewającego z chaosu porządek. W świecie zdominowanym przez osiąganie celów -o jakże – to potrzebne! Czego bowiem szukamy? Cel zawsze jest domyślny, połowiczny, nieostateczny, aż do celu prawdziwości umierania. Wszechstronne uporządkowanie jest traumą umysłu tracącego wiarę w swoją pierwotną funkcję wiązania w coincidentny sposób wielości z jednym. Może z podobnego powodu ludzie czujący niepokój odczuwają ciągłą potrzebę sprzątania, ładu, społecznego, estetycznego? Nie pozwalamy bezwiednie błądzić, trenujemy umysł w uporządkowywaniu myśli -nigdy nie trenujemy błądzenia. Nie pozwalamy sobie na błądzenie, tak jakbyśmy znali cel do którego ma dojść nie zbaczając z drogi. Tymczasem przypadkowo odkryte książki rządzą naszym losem. Wielkie przypadki kształtują człowieka w nas. Odsiewam z chaosu, czy chaos odsiewa ze mnie? Owo tajemnicze pytanie współwystępowania przeciwnych czynników. Tymczasem stara biblioteka pozwala się zgubić, internet pozwala szukać bez celu -nazywamy to bezczynnością i rozrywką. Jednak na wszystko co ważne trafiliśmy przypadkiem, niedokończonych scenach bezcelowego teatru życia. Coś co usensowniliśmy okazało się w perspektywie lat bezcelową farsą, coś gdzie dostrzegliśmy okruch zamysłu Absolutu okazało się nieporozumieniem. Innym razem coś co uważaliśmy za przypadek ukazuje nowy sens. Gdyby jak filozof, kapłan i prorok stanąć na górze, ponad równiną życia i dostrzec nieporozumienie rozpostarte pomiędzy przeciwnościami. Co innego mogło by nami kierować? Domyślne cele? Egotyczne dążenia, szlachetność będąca jedynie potrzebą bycia szlachetnym, a w istocie będąca błądzeniem we mgle tożsamości? Wszystko co czynimy jest jak strzały nie dosięgające celu, posłane na oślep ku czemuś co wiecznie nie-spoczywa.