poniedziałek, 7 czerwca 2010

Gdy otworzysz usta, wszystko jest źle...

...poszukują ścisłości języka oraz (poza wykluczeniem jej samej jako dialektycznego ćwiczenia) pragnęli by aby podejmowała zagadnienia konkretnie intersubiektywnie, na przekazywalny sposób.

Oszukują jednak samych siebie. Będąc falą jak mogę poznać morze? Właśnie teraz, siedząc na tarasie wśród nadciągającego parnego oddechu lata obserwuje wieczorny taniec jaskółek. Przepływa we mnie i prze-ze-mnie. Nie różny od ja i nie różny od nie ja. Nic w tym z dyskursu i nic w tym z pytania. Oto jest takość. Nim drgnie umysł nie pragnę -jestem wszystkim we wszystkim, niczym w niczym. Rozumiem swoje uwarunkowanie, wielką pieczęć swojego życia -toteż jest jak tkana z wątków opowieść bez początku i końca. Nie ma filozofii ani nie filozofii -nie mogę jej tworzyć, bowiem ją zakłamuje -przyjmuje więc ją milcząco, nie myśląc o niej. Jest mądrością nieporuszonej myśli, życiem które wyłania się we własnej samoekspresji. Niezatrzymane a więc nieuwarunkowane przez umysł pragnący tożsamości.

Brak komentarzy: