wtorek, 26 maja 2009

Choroba jako samopoznanie

Nie raz zdarza się stan nadświadomości, wyostrzenia zmysłów, pogłębienie patrzenia. Jak bardzo popadliśmy w podświadomą dychotomię ciała i ducha!
Gdy ciało zaczyna być obciążeniem uderza nierozerwalność całości, merologiczność podziałów. Czuję w chaosie myśli nadchodzącą chorobę na dzień przed jej nastaniem. Przenoszę uwagę z nerwu na nerw, szukam przyczyn. I odkrywam, synchroniczność myślnego bałaganu i bólu organizmu. Choroba nawołuje ku ciału, ku spojrzeniu na wnętrze całościowo. Stawia przed koniecznością bierności ciała i koniecznością aktywności woli. Uczy absolutnej subiektywności -nie jesteś tu by, lecz ponieważ. Ewolucyjność dążąca do czegoś innego niż zachowanie gatunku. Nasze organizmy rozwijające się i zmieniające przez miliony lat w jakimś bliżej nieokreślonym celu. Ile pracy nam zajęło wykształcenie układu nerwowego, zestawu mięśni, kończyn, kultury, wyrafinowanych nihilistycznych filozofii? Od konkretu do skrajnej subiektywności postrzegasz pochód którego bez-celowość jest niemym pytaniem. Bądźmy dobrzy dla samych siebie.

2 komentarze:

akino pisze...

"W drżeniu choroby natężęnie życiowych wibracji stanowi puls, dzięki któremu dążenie do rozpadu ulega przemianie w ekstazy życia, które nie chce ulec, nim nie pozna wielkiej przemiany i ostatecznego przeobrażenia.
Choroba sprowadza na powierzchnię świadomości to, co w nas najgłębsze. Dlatego prawdziwe głębokimi jesteśmy jedynie w chorobie. A kiedy udaje się nam ją poskromić, stajemy się kims więcej niż jesteśmy: my sami siebie stwarzamy."

"Czym jest choroba, jeśli nie przebudzeniem ze snu materii? Cały nasz ideał powinien sprowadzać się do dążenia, by uczynić to przekleństwo twórczym."

E.M.Cioran, "Księga złudzeń"

(czyli tylko i dokładnie to, co pojawiło się już we wzmiance o nocy gwieździstej.)

Hania pisze...

jeśli wyjdziemy z tego będziemy ukształtowani i lepsi, silniejsi. walczę.