środa, 27 maja 2009

Wilno



Mojsze Kulbak



I.

Ktoś w tałesie przemyka po twych ulicach.
Tylko on błąka się po mieście nocą.
Nasłuchuje. Stare, szare żyły pulsują dźwiękiem
Przez dziedziniec i bóżnicę niby ochrypłe
zapylone serce.
Jesteś psalmem, rytym w glinie i żelazie.
Każdy kamień jest modlitwą; hymnem każda ściana,
Gdy księżyc, marszczący się w starych zaułkach,
połyskuje nagim, zimnym aż do brzydoty blaskiem.
Twa radość jest smutkiem -radość głębokich basów
W chórze. Święta są pogrzebami.
Twą pociechą jest ubóstwo: jasne, przeczyste -
Niby letnia mgła na krańcach miasta.
Jesteś ciemnym amuletem oprawionym w Litwę,
Starą szarzyzną piszącą mszyście, łuszczącą się.
Każdy kamień to księga, pergaminem każda ściana.
Karty przewracają się, potajemnie otwierane nocą,
Gdy na starej bóżnicy zamarznięty nosiwoda,
Z małą zmierzwioną bródką, stoi licząc gwiazdy.


II.

Tylko ja błąkam się po mieście nocą.
Cisza. Domy są sztywne - bele szmat.
Łojowa świeca dygocze, kapiąc,
gdzie siedzi kabalista, zagmatwany na swym poddaszu,
Jak pająk, ciągnąć szarą nić swego żywota.
"Czy ktoś jest w tej zimnej pustce?
Czy ogłuchli -usłyszymy zamarłe krzyki?"
Raziel stoi przed nim; pobłyskuje w ciemności.
Skrzydła niby stary wyblakły pergamin.
Oczodoły napełnione piaskiem i pajęczyną.
"Nie ma nikogo. Pozostał tylko smutek".
Świeca ocieka. Zamarły słaby człowiek słucha.
Syci się cieniem postaci anioła.
Poddasze oddycha -płuca
Garbatego stworzenia, które drzemie na wzgórzach.
O miasto! jesteś snem kabalisty.
Szarością zbłąkaną we wszechświecie -pajęczyną wczesnej jesieni.





III.

Jesteś psalmem rytym w glinie i w żelazie.
Litery zanikają. Rozsypują się -zbłąkane.
Sztywni ludzie są jak laski -kobiety jak bochny chleba.
Ze ściśniętymi ramionami. Chłodne, maskujące brody.
Podłużne oczy, które kołyszą się, niby łodzie z wiosłami na jeziorze.
Nocą, późno, nad srebrnym śledziem
Biją się w piersi. "Boże, jesteśmy grzeszni -grzeszni".
Białe oko księżyca, pęczniejące przez malutkie szyby,
osrebrza szmaty wiszące na sznurze;
Dzieci w łóżkach -żółte, przepoczwarzające się robaki.
Dziewczęta obnażone do połowy, ich ciała jak deski -
Owi posępni mężczyźni są wąscy jak twe ulice.
Czoła milczące -sztywna ściana bożniczego podwórka.
Brwi mszyste: jak dach nad ruinami.
Jesteście psalmem wyrytym na polach.
Kruku, śpiewam do ciebie, gdy przepływa księżyc.
Słońce nigdy jeszcze nie podniosło się nad Litwą.

IV.

Twa radość jest smutkiem - radość głębokich basów.
W chórze. Spokojne majowe dni są posępne.
Sadzonki wyrastają z moździerza. Trawy kiełkują na murach.
Ociężałe, szare kwiecie wypełza ze starego drzewa.
Zimna pokrzywa podnosi się z otworu.
Gnój i rosnące ściany drzemią w swych wyziewach.
Może się zdarzyć nocą. Powiem wiatru porusza suchy kamień na dachu.
Wizja: promień księżyca i krople wody,
Płynie srebrnymi, śniącymi, w drżeniu ulicami.
To Wilia, chłodna, mgliście podnosząca się
Świeża i naga jak dziecko, z długimi jak rzeka ramionami,
Przybywa do miasta. Ślepe okna wykrzywiają się.
Łuki mostów krzywią się na swych podporach.
Żadne drzwi nie otworzą się. Nie poruszy się głowa
Na powitanie Wilii w jej błękitnej nagości skóry.
Brodate ściany zdumiewają się - wokoło ciebie wzgórza.
I cisza. Cisza.


V.

Jesteś ciemnym amuletem oprawionym w Litwę.
Postaci rozpadają się niewyraźnie na niespokojnym kamieniu.
Przejrzyści, biali mędrcy z odległego blasku,
Drobne twarde kości wypolerowane pracowicie.
Czerwona tunika stalowego bundysty.
Niebieski student, który słucha szarego Bergelesona -
Yidisz jest swojską koroną dębowego liścia
Nad bramami, świętymi i świeckimi, wiodącymi do miasta,
Szary yidisz jest światłem, które mruga w oknie.
Jak pielgrzym, który przerywa swą wędrówkę obok starej studni,
Siadam i słucham chrapliwego dźwięku języka żydowskiego.
Czy to dlatego moja krew tak się burzy?
Jestem miastem: tysiąc wąskich drzwiczek do wszechświata,
Dach nad dachem ku błotniście chłodnemu niebu.
Jestem czarnym, głodnym, liżącym mury płomieniem
Który płonie w oczach Litwaka w obcym kraju.
Jestem szarością! Jestem czarnym płomieniem! Jestem miastem!

VI.

A na starej bożnicy zamarznięty nosiwoda
Z rozczochraną bródką stoi licząc gwiazdy.

(przełożył z języka żydowskiego Roman Pytel, zaczerpnięto z "Zeszytów Literackich" nr2 1995)

Brak komentarzy: